-Dzień dobry skarbie - powiedział uśmiechając się szeroko
-Cześć Justin - odwzajemniłam uśmiech
-Wiesz.. tak się zastanawiam.. - przerwał
-tak? - zapytałam
-Mówiłaś coś o tatuażu jak byliśmy u Chrisa..
-No tak.
-No ty moje wszystkie widziałaś. To może pora żebym ja zobaczył twój? - poruszał śmiesznie brwiami
-W swoim czasie - pokazałam mu język
-No proszę - patrzył na mnie jak kot ze Shreka
-Nie namówisz mnie..
-To chociaż powiedz gdzie go masz
-Nie. - zaśmiałam się i znów pokazałam mu język
Justin udał, że się obraża. Ponownie się zaśmiałam.
-Oj przestań.. - mruknęłam lekko muskając jego usta
Jus uśmiechnął się łobuzersko po czym przyciągnął mnie mocniej do siebie Wpił się w moje usta tak zachłannie jakby chciał nauczyć się ich na pamięć. Objęłam jego kark rękoma. Po chwili siedziałam na nim okrakiem. Nie przerywając pocałunku Justin wsunął rękę pod moją koszulkę. Mruknął przy tym jak kociak. Ja natomiast szybkim zwinnym ruchem ściągnęłam z niego t-shirt. Złożyłam kilka pocałunków na jego szyi. Bieebs miał ściągnąć mi koszulkę, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-No nie! - warknął Justin
Zaśmiałam się cicho. Justin założył koszulkę i zbiegł otworzyć drzwi. Zeszłam zaraz za Justinem.
W drzwiach zauważyłam moich rodziców.
-Mio, błagam.. porozmawiaj z nami - prosiła mam
-Nie.. - szepnęłam
-Proszę.. Bardzo Cię przepraszamy i żałujemy swojej decyzji - mama mówiła przez łzy
-Porozmawiaj z nami tylko o to na razie prosimy.
-No dobrze.. - szepnęłam wchodząc do salonu. Usiadłam na fotelu po turecku.
Rodzice usiedli na przeciwko mnie na kanapie.
-To ja zostawię was samych - powiedział Jus
-Nie, chodź skarbie - powiedziałam
Justin usiadł na oparciu fotela. Złapałam go za rękę.
-Słucham.. - powiedziałam
-To był szok. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Ze stresu i z przerażenia nie potrafiliśmy ci tego powiedzieć. Mieliśmy nadzieję, że tak będzie lepiej. Ale nie było to lepsze. Przepraszamy Cię bardzo. Nie masz pojęcia jak żałujemy tej decyzji. Jeżeli moglibyśmy to zmienić na pewno byśmy ci to powiedzieli - mówił tata
Mama patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
-Dobrze, przeprosiny przyjęte, ale nie chce wracać do domu. Nie mam na to ochoty.
-Mia oczywiście jest u mnie w domu traktowana jak rodzina, nie ma najmniejszego problemu by się tu zatrzymała. - powiedział Justin ściskając moją dłoń.
-Dobrze, zostań. Jak będziesz gotowa znów spojrzeć nam normalnie w oczy to wróć. Jeszcze raz bardzo Cię przepraszamy.
Rodzice wyszli,a Justin poszedł zrobić śniadanie. Wróciłam do jego pokoju i wzięłam laptopa. Weszłam na facebooka, twittera i tumblera. Zreblogowałam kilka zdjęć na tumblerze, a na TT napisałam
"Czekam na śniadanie, które robi @justinbieber"
Weszłam na stronę mojego ulubionego zespołu by sprawdzić, kiedy znów mają koncert w naszym mieście. Byli u nas 3 miesiące temu, ale nie mogłam się doczekać kolejnego koncertu.
Post, który zobaczyłam na stronie głównej przyprawił mnie o dreszcz na całym ciele.
Gdy czytałam słowa
“Nie ma łatwego sposobu, by to powiedzieć. Mitch zmarł wcześniej tego ranka od ran doznanych w wypadku motocyklowym. To dla nas wszystkich kompletnie niepowetowane i kierujemy najgłębsze kondolencje do jego rodziny. Na zawsze będzie w naszych sercach. R.I.P. Mitchell Adam Lucker – Kochamy Cię Bracie.”
Po policzkach spływały mi łzy. Jeden z moich idoli. Był taki młody! Miał dopiero 28 lat. Nie wierzyłam w to co czytałam. Powtórzyłam tą czynność kilkakrotnie mając nadzieję, że tekst się zmieni i Mitch wcale nie zginął.
Justin wszedł do pokoju.
-Co jest skarbie? - zapytał odkładając na szafkę tacę z kanapkami.
-Mitch nie żyje. Zginął w wypadku.
-To jest ten o którym mi tyle mówiłaś? Chciałem załatwić Ci bilety na ich koncert w NY .
-Tak on.. - po policzkach spływały mi mimowolnie łzy.
Justin mnie przytulił.
-Nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz. Śmierć idola jest również bolesna co śmierć kogoś z rodziny.
-Dokładnie. Jutro ma być zapalanie zniczy w miejscu wypadku. Chciałabym tam być, ale do Kalifornii jest daleko.
Justin otarł mi łzy z policzków cały czas mnie przytulając.
-Dlaczego ty tak cierpisz? Chciałbym zrobić wszystko byś nigdy więcej nie płakała.
-Dziękuję Justin, jesteś kochany.
Po kilkunastu minutach się uspokoiłam i zjedliśmy śniadanie.
Cały dzień chodziłam przygnębiona. Czułam wielką dziurę w sercu której nie potrafiłam niczym zastąpić.
Mam 4 takie dziury.
Pierwsza po śmierci mojego pierwszego idola. Michaela Jacksona. Druga po śmierci Jerremyego. Trzecia po poronieniu. I teraz czwarta.
Muszę być silna. Mitch zawsze powiadał "Idź przez życie twardo" i "żyje się tylko raz, więc idź na pieprzoną całość". Od tej pory miałam zamiar tak właśnie żyć. Trzymać się twardo pomimo wszystkiego i robić to na co mam ochotę, bo potem może być za późno.
W jakimś sensie śmierć Mitcha uświadomiła mi jaka głupia byłam chcąc odebrać sobie życie. Jak cholernie głupio postępowałam okaleczając się. Niszczyłam tym siebie. Sama jestem winna. Dlatego też muszę to zmienić. Dla Mitcha, dla Justina, dla rodziców i rodzeństwa i dla przyjaciół.
Pora na prawdę zrobić coś ze swoim życiem. Muszę coś osiągnąć. A siedząc w kącie i płacząc na pewno tego nie zmienię.
Siedziałam na balkonie i paliłam papierosa. Wyjęłam telefon i napisałam na TT
"RIP Mitch Lucker. Kocham Cię bardzo mocno. Legenda nie umiera." oraz "@MitchLuckerSS uświadomiłeś mi wiele rzeczy. Dziękuję. Na zawsze będziesz dla mnie kimś wielkim"
Następnego dnia Justin obudził mnie mówiąc bym ubrała się i poszła z nim do samochodu. Myślałam, że ciągnie mnie do szkoły, ale okazało się inaczej. Jechaliśmy na czuwanie do Kalifornii. Nie wiedziałam jak mam mu za to dziękować.
Czuwanie było cudowne. Przyszły tłumy fanów Suicide Silence. Widziałam tam nawet żonę i małą pięcioletnią córeczkę Mitcha.
Po powrocie do domu zrobiło mi się lżej na sercu. Niby mały gest zapalenie świeczki, ale pomaga.
~ ~ 3 dni później ~ ~
Razem z Chrisem, Chazem i Jeydonem i Codym siedzieliśmy w kuchni jedząc tosty i omawialiśmy urodzinową imprezę dla Biebsa. Justin był na wywiadzie, więc mogliśmy swobodnie rozmawiać.
-Wynajmiemy klub, tancerki, wódka będzie się lała drzwiami i oknami. - powiedział Chaz
-No to na pewno. Ale musi być coś takiego wiecie..
-Może.. z tortu wyskocz.. - powiedział Jedon
Zaczęłam się śmiać.
-Ej, to nie głupie.. Biebs będzie się co najwyżej jakiejś tancerki spodziewał, a nie ciebie wyskakującej z ogromnego tortu. - dodał Chris
-Co za głupki! - śmiałam się
-No serio! - Popierał ich Cody
-No taaaak - Chaz również popierał ich zdanie.
-Dobra. Wygraliście. Wyskoczę z tego tortu!
Za dwa dni urodziny Justina. Czuję, że będzie super.
Tymczasem humor mi sie poprawia. To tylko i wyłącznie zasługa mojego cudownego chłopaka.
Nie mam pojęcia jak mam mu za to dziękować.
******************
Chciałam napisać dłuższy, ale długo już nie pisałam, więc dodaje taki.
Jest beznadziejny. -,-
Pisałam go również pod mocną dawką emocji. Tudzież śmierci Mitcha, która jest również poruszona w rozdziale.
Także wybaczcie mi to i jakoś wam to wynagrodzę.
Mam nadzieje, że następny pojawi się szybciej i będzie dłuższy.
Może wy mnie jakoś zmotywujecie? ;>